<<< powróć do spisu treści
Braha Rosenfeld
Rozdarty warkocz
Poranek otulił się obcym językiem
prażyło słońce
wiatr ciepły jak oddech
poruszał falami w żyłach
a puls plótł strachom na wróble
suche warkocze
– słońce boli – powiedziała dziewczyna
z warkoczem rozdartym na dwa końce
świata
– wody – zawołała
wody wzbierały się jej w głowie
wody wzywały do powrotu
– wody
powtórzyło echo
Dystansowanie
Niech pofruną białe kruki.
Niech się karmią okruchami wersetów.
Niech lecą jak łupież z moich włosów
niech rozprzestrzeni się epidemia słów.
Chcę usłyszeć echo starych ksiąg
ich poruszające stronice
ich pożółkłą ciszę na marginesach.
Niech porywający ton tytułów
zabrzmi w korytarzach
między literami.
Chcę się unieść na miętowej chmurze
zanurzyć w różanym oparze.
Niech białe kadzidło
ugasi moje pragnienie jak cydr.
Chcę być zieloną kobietą lasu,
rozsiewać zapachy miłości.
Niech źródła śpiewają.
Niech szaleją horyzont i surowy czas,
a bóg wiecznego teraz
rozciąga się na eony
i wiosenny trzepot odurzonych ptaków
niech muśnie moją skórę.
Wtedy się zabliźnię.
Morze w Stella Maris
Odganiam muchę,
A ona wciąż atakuje.
Nocą we śnie odganiałam sępy.
Rozszerzasz kąciki moich oczu,
promieniują opuszki twoich palców
małe aureole smutku i żalu.
Trzeba zachować te maleńkie radości
– mówię do siebie,
nie pomylić się w subtelnym rachunku.
Za nami Karmel stroi się przed lustrem Stella Maris
turkusowy pierścionek na palcu świata.
Troje wiosłuje na jednej desce
rytmicznie czesząc warkocze wody,
Eliasz drzemie w jaskini
a prorocy Baala wymieniają ręce.
Posłuchaj jak suną kontynenty – mówię
to tylko szum morza – odpowiadasz,
ale ja wyraźnie słyszę jak suną
i zderzają się
i płacz unosi się z głębin Stella Maris –
to syn płacze.
Dodaję swój głos:
Ojcze, ojcze, jak mam cię uwiecznić
skoro nie urodzi mi się syn,
przecież ja do Shiloh nie pójdę.
Gładzisz moją szyję,
faktura twojej koszuli
upodabnia się do struktury mojej bluzki
zacierając sprzeczności.
Syn który nam się nie urodzi
stoi między nami.
Dziwna para potyka się na linii wody.
Godzina Ptaków
Patrząc na rzeźby Henry’ego Moore’a
Można wyjąć ciało z kamienia
i zostawić tylko treść jak magię
aby wylała się strumieniem różowego światła
i zawęziła źrenice
do zbłąkanego punktu pomiędzy przestrzeniami
które po kryjomu łapią to co ukryte
lub anulują
tkankę kamienia
i zostawiają
zaledwie samą treść
spoza kontekstu
jak doraźna unia powietrza
z ziemią ogniem wodą
już słychać szepty przestrzeni zagapionych
na piękno w źrenicy oka
kiedy godzina ptaków nieuchwytna
bliska
umyka
definicjom.
Teraz możesz być czarodziejką
Rozhulać meble w latawce,
wpuścić niebo do domu i ze skrzyżowanymi nogami
położyć się na pierzastej chmurze.
Wytrysnąć fontannę z fortepianu,
przebić sufit i ściany dźwiękami fajerwerków.
Domy miast zeszyć w żagiel
i nadmuchać go w balon.
Szosy zapleść wstążką.
Posłać te słowa jak łowczych
po wodę i ogień,
po ciemność i światło
i po czas który gna
nieuważnie
nade mną.
Braha Rosenfeld
Tłumaczenie z hebrajskiego Autorka
Redakcja Krystyna Lenkowska
powrót do góry
<<< powróć do spisu treści
|